Rozdział 27
Idea końca świata
Według essenceizmu nie będzie czegoś takiego, jak koniec świata w rozumieniu fizycznej zagłady ludzkości czy też totalnego zniszczenia naszego fizycznego świata, którego dokonałby sam Bóg. Właśnie taką rolę Wszechwładnego Sędziego przypisują Mu niektóre wyznania religijne. Warto jednak zdać sobie sprawę z tego, że nie po to Stwórca ustanowił prawa natury, aby potem samemu je łamać. Konkretnie mówiąc, nie po to powołał do życia nasz świat, aby go potem zniszczyć. Przecież tworząc środowisko do życia dla Swoich dzieci, nie przewidywał ich upadku ani nie planował powstania obecnego zła. Byt Pierwoistny jest wieczny, a więc Jego dzieła powinny być również wieczne, bez względu na postępowanie ludzi.
Według wielkich religii, szczególnie powstałych w rejonie Bliskiego Wschodu, tworzący się idealny świat został zniszczony przez Szatana i pierwszych ludzi nie fizycznie, lecz duchowo. Rozegrało się to bez żadnych kataklizmów fizycznych, a więc naprawa zniszczeń również nastąpi poprzez przemianę duchową. Tę naprawę nazywamy zbawieniem, a ściślej: przywróceniem świata do stanu pierwotnie przewidzianego przez Stwórcę.
Wiele religii zapowiada koniec świata jako totalny kataklizm, czasem jako Sąd Ostateczny w formie globalnego widowiska, a czasem jako całkowity koniec istniejącej cywilizacji ludzkiej. Na szczęście nic takiego w sposób literalny nie powinno mieć miejsca, a ci, którzy czekają na podobne wydarzenia, popełniają poważny błąd.
Zło, a razem z nim zła (upadła) cywilizacja ludzka, ma swoje źródło w „trójkącie”: Adam, Ewa i Szatan. Zły układ tej konfiguracji powstał bez udziału Stwórcy i nie z Jego winy. Bóg nie może naprawiać tego, czego nie zepsuł. Dlatego naprawić złą cywilizację ludzką muszą sami ludzie, definitywnie usuwając z tego „trójkąta” Szatana, a w jego miejsce wprowadzając Ojca Niebieskiego.
Według essenceizmu Byt Pierwoistny jest źródłem najważniejszych wartości przeznaczonych dla ludzi. Płynie stale od Niego strumień miłości. Ten fakt nie pozwala nam zapomnieć o naszym Stwórcy oraz daje nam moc, aby w Niego wierzyć. Dzieje się tak, chociaż pod względem moralnym trudno dostrzec, żeby świat stawał się lepszy i następowało w nim zmniejszenie poziomu zła. Tę siłę miłości Byt Pierwoistny zaofiarował nam od samego początku stworzenia. Jest ona niezmienna jak On sam. Od zawsze pobudza ona naszą energię życiową potrzebną do szczęśliwego przejścia życia fizycznego. Tak przede wszystkim rozumiem pośrednią obecność Bytu Pierwoistnego w naszym świecie.
Koniec świata najczęściej jest kojarzony z Sądem Ostatecznym i ze straszliwymi karami dla tak zwanych grzeszników. Jestem przekonany, że tak nie będzie, i niech tę opinię wybaczą mi ludzie wiary. Uważają oni bowiem, że najgorsi z nas za swoje złe życie i liczne grzechy sprawiedliwie trafią na bezgraniczne męki do wieczystego piekła (to znaczy do piekła w świecie duchowym). Miałaby to być najstraszliwsza kara dla ludzi. Polegałaby ona nie tylko na niekończącym się cierpieniu, ale również na ostatecznym i wiecznym oddzieleniu się od Boga. Wierzą w to przedstawiciele wielu religii i straszą tym zjawiskiem całą ludzkość. Źródłem takiego myślenia jest poczucie dziejowej sprawiedliwości lub nawet swoista satysfakcja płynąca z przekonania, że złe czyny ludzi muszą zostać ukarane. Czasami ci „sprawiedliwi” używają słów w rodzaju: „obyś się smażył na wieki w piekle!”. Warto się jednak zastanowić, czy tak naprawdę ma wyglądać dziejowa sprawiedliwość przygotowana przez Stwórcę? Zapewniam wszystkich, że nie jest to punkt widzenia Stwórcy. Jest on niemożliwy dlatego, że Bóg nie stworzył piekła, a zatem nie może być ono wieczne. Już słyszę głosy tych, którzy stwierdzą, że brak strachu przed wiecznym potępieniem jest bardzo „niepedagogiczny”. Dobrze to rozumiem. Na Ziemi sprawiedliwość wymierzają sobie sami ludzie. Oni decydują o karach wobec tych, którzy czynią zło.
Jeśli chodzi o strach, to na pewno można się martwić końcem świata spowodowanym przez samych ludzi. Szczególnie od momentu wynalezienia bomby atomowej zadajemy sobie pytania o możliwość nuklearnej zagłady ludzkości. To byłby dla naszej cywilizacji czarny scenariusz. Wówczas pojawia się pytanie, czy taka sytuacja nie byłaby równocześnie porażką Stwórcy. To warto przemyśleć. Zastanawiam się nad tym w wielu miejscach tego opracowania.
Bez wątpienia likwidacja zła i doprowadzenie szatańskiej cywilizacji do końca jest zadaniem dla nas – ludzi żyjących na Ziemi i w świecie duchowym. Jest tak dlatego, że to my uczestniczyliśmy w tworzeniu zła, tylko my je znamy i tylko my, w przeciwieństwie do Stwórcy, powinniśmy wziąć odpowiedzialność za jego likwidację. W największym stopniu może nam w tym pomóc Zbawiciel. W pewnym zakresie możemy liczyć na wsparcie ze strony aniołów. Z drugiej strony (tej złej) musimy się liczyć ze zjawiskiem niweczenia naszych wysiłków przez Szatana i podległe mu istoty.
Adam i Ewa stanowili „okno”, przez które Byt Pierwoistny miał łączyć się ze Swoimi dziećmi. Zastąpił ich Jezus Chrystus oraz Duch Święty. Są Oni teraz tym „oknem” albo pomostem pomiędzy Stwórcą a złym światem. To oni razem z ludźmi powinni uczestniczyć w usunięciu zła. To ono, w formie końca świata, musi kiedyś dojść swego kresu, ponieważ jest przemijającym, niestworzonym przez Byt Pierwoistny stanem, który bezprawnie zaistniał w stworzonym przez Niego wszechświecie.
A zatem wraz z końcem zła, z końcem panowania Szatana i jego upadłego świata, zakończy się również tzw. „wieczne piekło”, zarówno w świecie fizycznym, jak i duchowym. Będzie to właśnie koniec świata, ale tego złego, upadłego, pod panowaniem Szatana. Będzie to równocześnie początek świata właściwego, tego pod zwierzchnictwem Ojca Niebieskiego, którego w moim opracowaniu nazywam Bytem Pierwoistnym.